środa, 12 lutego 2014

Kryzysy w związku (biochemiczna strona)


Istnieją bardzo różne teorie pojawiania się kryzysów w niesformalizowanych związkach. Osobiście przychylam się do teorii o dwóch kryzysach, ze względu na to, że w moich rozważaniach opieram się na badaniach, doświadczeniach i statystykach dlatego myślę, że biochemiczna teoria kryzysów w związkach jest bardzo trafna.  
Zaraz Ci ją przybliżę. 




Pierwszy kryzys
Tzw. kryzys rozczarowania, czyli gdy minie zauroczenie partner okazuje się być kimś innym niż myśleliśmy. 
Zauroczenie to nic innego jak biochemiczne procesy w naszym mózgu, wydzielające się hormony i inne przyjemne substancje, które na nas mocno oddziałują. Dlatego kiedy mijają coś się nieuchronnie zmienia.
A to kiedy mija początkowe zauroczenie zależy od wielu czynników. Ogólnie mówi się, że jest to już po kilku miesiącach do okolic roku związku, kiedy następuje zderzenie z rzeczywistością, czyli kiedy tzw. klapki z oczu nam spadają. 
Często nie dzieje się to jakoś nagle i spektakularnie, po prostu powoli zaczynamy dostrzegać dotychczas pomijane wady partnera. Niekiedy po prostu okazuje się, że nie zauważyliśmy wcześniej u partnera cech dla nas nie do przejścia i nie do zaakceptowania, albo że partner ma same fatalne nawyki i przyzwyczajenia, które ani myśli zmieniać lub też znane już wady zaczynają irytować do tego stopnia, że wiele par w tym momencie się rozpada nie potrafiąc zaakceptować drugiej połówki bez różowych okularów zauroczenia, bez pomocy cudownych endorfin.

Zauroczenie mija, bo musi minąć - to naturalna kolej rzeczy. Mija ustępując miejsca prawdziwej miłości bez wyidealizowanego obrazu drugiej osoby. Z jednej strony to smutne przejście, bo czas motylków w brzuchu się kończy, ale z drugiej strony zaczyna się coś prawdziwego i trwałego. Miłość, chemia, przyciąganie i zaangażowanie zostają, znika jedynie idealny obraz drugiej osoby.  
Niestety wiele związków tej próby nie wytrzymuje.

Jak rozpoznać ten kryzys?
Przykładowo...
Wychodzicie gdzieś więc po nią przyjeżdżasz i czekasz. Zawsze na nią czekasz, bo ona jeszcze niegotowa. Bo się jeszcze nie pomalowała, włosy nie zrobione i nie wie co ma na siebie włożyć. Zawsze wydawało Ci się to słodkie, bo przecież kobieta musi spędzić swoje w łazience i zrobić się na bóstwo, więc czekasz. Jednak kiedy kolejny raz się spóźniacie na spotkanie ze znajomymi, jako ostatni wchodzicie do kina, a umawiając się z nią na konkretną godzinę nigdy nie jest w stanie zdążyć to powoli zaczynasz dostawać białej gorączki. Kiedy kolejny raz czekasz na nią całą godzinę, a dla niej nie stanowi to problemu. Ona nie chce tego zmienić, twierdzi, że nawet nie potrafi i kobiety tak mają.
W dodatku w tym samym czasie zauważyłeś, że jest bardzo nerwowa i wybuchowa - łatwo ją wyprowadzić z równowagi. Pewnie cały czas taka była, ale zdałeś sobie sprawę, że wpada w złość z błahego powodu, często się awanturuje i krzyczy co Cię coraz bardziej denerwuje.
Ponadto często jej się zdarza mijać się z prawdą. Wcześniej przymykałeś na to oko, ale zaczyna Cię to poważnie niepokoić.
Kiedy w jednym momencie uświadamiasz sobie cały komplet jej wad i czujesz się nimi przytłoczony - to jest właśnie ten moment. 
Pamiętaj, że to działa w obie strony - ona także uświadamia sobie w pewnym momencie jakim wachlarzem wad Ty ją uraczyłeś ;)

Część par przechodzi ten kryzys jednak bardzo spokojnie albo w ogóle omija go bokiem, bo np. wady partnera są dla nich jak najbardziej do zaakceptowania. 
Co mam na myśli? Otóż ludzie są różni, jeden uwielbia szpinak, a drugi nie może na niego patrzeć, ktoś jakiejś cechy wcale nie uważa za wadę, kiedy inny jak najbardziej.
Przykładem może być np. częsta "wada" kobiet - gadatliwość. Dla jednego faceta - nie do przejścia, bo nie wytrzymałby z kobietą, która go zagaduje na śmierć, jednak pewnie znajdzie się taki, który nie będzie miał nic przeciwko, a nawet więcej - będzie to lubił.


Zauroczenie minęło, potraficie trzeźwo na siebie spojrzeć, znacie swoje wady i akceptujecie je lub chcecie razem nad nimi pracować, żeby się "dotrzeć"? 
Gratulacje! Ten kryzys wam niegroźny lub już go zażegnaliście.






Kryzys po dwóch latach

Pary, które przetrwały ten pierwszoroczny kryzys czeka jeszcze ten najgorszy, pojawiający się po około 2 latach związku. Bo właśnie po około 2 latach m.in. normują się poziomy hormonów i uspokaja wydzielanie endorfin po tej początkowej fali zakochania. Czyli biochemicznie rzecz ujmując kończy się pewien etap związku.
Ale jeśli do tego czasu zdążyliście się dotrzeć, zgrać i po prostu dogadać to prawdopodobnie nic wam nie grozi. A dodatkowo jeśli oboje pamiętacie aby dbać o związek i ciągle się dla siebie starać, to niemal ze 100% pewnością mogę powiedzieć - nic wam nie grozi.
Jeśli jednak trochę zaniedbaliście związek lub piętrzą wam się stare problemy to radzę mieć się na baczności, bo ten kryzys może zatrząsnąć w posadach.
Po 2 latach (często i wcześniej) w związek wkrada się rutyna, znacie się przecież bardzo dobrze, trudniej jest wam się nawzajem zaskoczyć. Po takim czasie oboje zadajecie sobie pytanie "czy to na pewno TA?"/ "czy to na pewno TEN?" i "co dalej z tym związkiem?". 
Mówi się, że to przełomowy kryzys, bo albo wyjdziecie z niego ciągle zakochani i silni jak nigdy (bo każdy pozytywnie zażegnany kryzys zbliża), albo się rozstaniecie. 

Co ciekawe statystycznie mężczyźni najczęściej oświadczają się swoim kobietom właśnie po około 2 latach związku. Jakby instynktownie "czekamy" na wynik tego przełomowego kryzysu i decydujemy się na następny krok. 
Ludzie to jednak proste istoty - podświadomie ślepo ufamy biochemii.



Co potem?
Kolejne kryzysy jeśli się pojawiają nie mają już nic wspólnego z biochemią. Te największe skoki hormonów kończą się właśnie po około 2 latach.
Kolejne kryzysy to te wynikające z wcześniejszego niedogadania, życiowych zmian, różnicy poglądów, zmian charakteru, powstających problemów i innych nieprzewidzianych zdarzeń.